Info
Ten blog rowerowy prowadzi eper z miasteczka Legnica. Mam przejechane 8875.19 kilometrów w tym 118.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.55 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 11343 metrów.
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Luty2 - 1
- 2014, Styczeń1 - 0
- 2013, Grudzień3 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Wrzesień5 - 0
- 2013, Sierpień1 - 0
- 2013, Lipiec5 - 0
- 2013, Czerwiec5 - 0
- 2013, Maj18 - 10
- 2013, Kwiecień13 - 8
- 2013, Marzec14 - 12
- 2013, Luty14 - 0
- 2012, Grudzień1 - 0
- 2012, Listopad1 - 0
- 2012, Październik3 - 0
- 2012, Wrzesień1 - 0
- 2012, Sierpień1 - 0
- 2012, Lipiec5 - 0
- 2012, Czerwiec2 - 0
- 2012, Maj6 - 5
- 2011, Grudzień2 - 0
- 2011, Październik2 - 0
- 2011, Wrzesień5 - 1
- 2011, Sierpień19 - 6
- 2011, Lipiec3 - 4
- 2011, Czerwiec8 - 0
- 2011, Maj6 - 11
- 2011, Kwiecień10 - 11
- 2011, Marzec6 - 5
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Październik10 - 13
- 2010, Wrzesień3 - 0
- 2010, Sierpień10 - 9
- 2010, Lipiec2 - 1
- 2010, Czerwiec9 - 5
- 2010, Maj9 - 4
- 2010, Kwiecień13 - 3
- 2010, Marzec6 - 0
- 2010, Luty3 - 0
- 2010, Styczeń5 - 2
- 2009, Listopad6 - 4
- 2009, Październik3 - 0
- 2009, Wrzesień12 - 0
- 2009, Sierpień1 - 0
Samotnie
Dystans całkowity: | 4987.92 km (w terenie 27.00 km; 0.54%) |
Czas w ruchu: | 227:52 |
Średnia prędkość: | 21.89 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.00 km/h |
Suma podjazdów: | 3644 m |
Maks. tętno maksymalne: | 197 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 190 (92 %) |
Suma kalorii: | 14717 kcal |
Liczba aktywności: | 147 |
Średnio na aktywność: | 33.93 km i 1h 33m |
Więcej statystyk |
- DST 92.58km
- Czas 03:48
- VAVG 24.36km/h
- VMAX 60.10km/h
- Temperatura 5.0°C
- Sprzęt Leader Fox v2.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Radość z trzech cyferek ciąg dalszy :)
Sobota, 16 marca 2013 · dodano: 16.03.2013 | Komentarze 2
Wstaję 9:36. Lekko czuję wczorajszą noc, ale zbieram się. Przypominam sobie o łańcuchu że domaga się smarowania, reguluję klocki bo coś ocierało, ogólne ogarnięcie :). Pogoda za oknem w miarę se. Oponki czekają i kuszą, w planie w prawdzie 4h na spokojnie, no ale nie da rady przecież. Wrzucam na ruszt kilka parówek na zimno, 2 banany, ubieram się i idę. Wychodzę, od razu słoneczko po oczach. "aa kij tam, długo nie będę - wytrzymam bez oksów". Rataja - Złotoryjska - rondo w prawo. Na obwodnicy na poboczu mieszanka piasku z wodą. Cały brudny przez to się stałem. Trudno. Trochę rozgrzany, na światłach łapię dostawczaka z paletami na pace, siadam na kole 40-50-60km/h idą oponki oj idą :) Dalej prosto, podjazd pod Legnickie mnie prawie zagotował, a oczywiście 3 dni temu stwierdziłem, że bez sensu wozić te 750ml wody, jak w mrozi i tak nie pije i oczywiście dzisiaj też nie wziąłem. O ja głupi. Słoneczko grzało, aż się leciutko rozpiąłem :) W Legnickim w lewo. Po drodze kilka zdjęć, skręcam na Koskowice. Po gładziutkim asfalcie pięknie się jedzie i co wręcz dziwne idealnie cicho. Miód i orzeszki. W międzyczasie zdecydowałem, że jako jest tak ładnie wydłużę traskę i tym samym w Koskowicach skręcam w prawo. W następnej wiosce goni mnie jakaś parówka z nogami, która ujadała wręcz jak "pies Włbłebłebłę" czy jak to on się zwał. No i szybka była 25km/h jechałem a ta mnie doganiała :D Dalej bez żadnych ekscesów. Dojechałem do Prochowic, później Lisowice i do siostry na szklaneczkę wody i jak się okazało później kilka kromek chleba :) Posiedziałem koło 25 minut i ruszam dalej. Mięśnie się zastały trochę i zimno mi się zrobiło. Trochę potrwało zanim się rozgrzałem znów. W spalonej słyszę, że telefon dzwoni. Bartek czy jestem na treningu i że on wychodzi. Więc odpowiadam, że wracam już, 15km do Legnicy i żeby poczekał. Tempo od razu mi podskoczyło, nie wiedzieć czemu :) Przez Legnicę standardowo Wrocławską, Piastowską, Chojnowską. Zajechałem do mamy, wziąłem Powerade'a i pojechałem do Bartka. Poczekałem chwile, wpuścił mnie do garażu łaskawie :P poczęstował bananem i kazał czekać. Po chwili był gotowy i ruszamy. Na liczniku 60km 2:25h. Bartek proponuje, że mnie odprowadzi do domu i sobie pojedzie. No ale jako, że ja to ja to nie mogę tak o sobie do domu wrócić. W planie mam 4h, dobra pogoda, więc jadę z Tobą :) Na odcinku 300 metrów 3 razy obniżał siodełko, no ale cóż, można wybaczyć :P Pojechaliśmy Złotoryjską w lewo, do miasta, Wrocławska, II Armii WP, Nowodworską, koło Auchan i w stronę Legnickiego Pola. Czuję w nogach zmęczenie. Mimo, iż jadę prawie cały czas na kole nie mogę dotrzymać tempa. Trochę zwalniamy. Na podjeździe w Legnickim odpuszczam zupełnie. Wjeżdżam spokojnie, 17 a pod koniec nawet 13km/h. Bartek trochę szybciej, ale też zmęczony. Kończymy na spółę Powerade'a i dymamy dalej. W Legnickim w lewo czyli identycznie jak jechałem kilka godzin wcześniej. Za Legnickim i zakrętem w Kłębanowicach (chyba) na pięknym asfalcie Bartek zaprasza mnie na swoje koło i podnosi tempo. 30, 35, 37km/h. Przy 38 poczułem, że odpadam, krzyknąłem zwolniliśmy do 35. Dało mi to w kość trochę. Ostani łyk Powerade'a i wjeżdżamy w Koskowice. Asfalt do dupy to i tempo spadło 2 razy :). Dalej jedziemy prosto do Legnicy, koło Majewskich, miało być na ścieżkę, ale pociąg jechał to zawróciliśmy i przez wiadukt. Poczułem resztkę mocy, więc wjechałem mocniej i było wszystko ok dopóki nie zwolniłem poczułem w nogach moooocny ból. To znak, że dzisiaj ładnie popracowały. Bartek mnie urywa na zjeździe, po chwili go doganiam i jedziemy razem. Na światłach startuję mocno, zostawiam go w tyle, jadę 30km/h a tu po chwili z lewej szyyybko mnie omija. No bez jaj :D Nawet nie próbowałem gonić. Spotkaliśmy się koło Maca, porzucaliśmy mięsem na typa w czarnym kombi który by w Bartka wjechał i jedziemy dalej, Witelona, Piastowska, Chojnowska, żegnamy się i jadę do mamy na Langosza. Wciągnąłem na szybko, wziąłem plecak i do domku.
Piszę do dzień później, a nogi dalej bolą. Popracowały :) to dobrze. Szczerze mówiąc trochę kusiła setka, ale już się robiło zimno i ogólnie zmęczenie wygrało. Następnym razem :)
- DST 20.99km
- Czas 00:53
- VAVG 23.76km/h
- VMAX 43.50km/h
- Temperatura -1.0°C
- Sprzęt Leader Fox v2.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Trzy cyferki, a tyle radości
Piątek, 15 marca 2013 · dodano: 16.03.2013 | Komentarze 0
Czyli w końcu doczekałem się nowych opon. Cienkich opon. Szosowych opon. Czekałem miesiąc. Pierw dystrybutor nie chciał nawiedzić lokalnego sklepu. Potem zrezygnowany zamówiłem na allegro gdzie sprzedali mi wirtualne opony, bo nie mieli ich na stanie (sic!). No ale w końcu są. Szybko założone, bez problemów. Myślałem, że będzie gorzej, a tutaj spokojnie jedną łyżką. Dla mnie bomba. Podpompowałem, mierzę obwód koła, resetuję licznik i jazda na Statoil. Wsiadam na rower "łooooł jak to jedzie". Mega pozytywne wrażenie, mimo minimalnej ilości powietrza. Na statoilu końcówka kompresora zepsuta. No to jadę na Orlen. Tam kompresor w ogóle nie działa. Jadę dalej, na Shell. Jest, działa. Co prawda manualny, ale lepsze to od niczego. Tył do blisko 5 bar, przód 4,5 (w kompresorze spadło ciśnienie). Wsiadam, jadę, Łoł teraz to jedzie dopiero. Każdą nierówność czuję na tyłku, ale to przyspieszenie. Mimo słabej średniej już wiem, że opony sporo kilometrów przejadą pode mną.
mapka
różnica wyszła około 100 metrów więc ok jest skalibrowany licznik :)
- DST 26.99km
- Czas 01:08
- VAVG 23.81km/h
- Temperatura -3.0°C
- Sprzęt Leader Fox v2.0
- Aktywność Jazda na rowerze
E2 czyli tlenowe jazdy śniegowe
Środa, 13 marca 2013 · dodano: 13.03.2013 | Komentarze 1
Dzisiaj plan jasno mówił: "2 godziny w tlenie przejedź. Nie wysiłkuj się, jednak serce niech zabije mocniej na podjeździe siedzącym". Słowo się rzekło (napisało) więc Eper wsiadł na swojego Lisa i pojechał. Nie obyło się bez tortur psychicznych. Milion wymówek i powodów dla których nie warto dzisiaj wychodzić. A to za zimno. A może lepiej odpuścić bo i tak nie zrealizuję planu. A ślisko. A nie chce mi się. DUPA ma mi się chcieć jak chcę latać. Więc po dłuuugaśnym ubieraniu wsiadłem i pojechał siną w dal. Zrobiłem dwie takie o pętelki: Mickiewicza - Plac Słowiański - II Armii Wojska Polskiego, Wiadukt nad torami, w prawo za wiaduktem - wokół wierzbiaka, nieopodal szpitala, Wrocławska - Piastowska - Złotoryjska - Rataja. 34 minuty mi takie kółeczko zajęło i 13 kilometrów z groszem. Drugie było identyczne, jednak kilkanaście sekund dłuższe. Wydaje mi się, że trochę pogoda się zepsuła, ale to minimalnie :)
Trochę się powoziłem na kole, ale serio krótko. Chyba dziś pan autobusiarz nie chciał mieć ogona, bo mocno pedała przycisnął, a ja z twardego przełożenia nie bardzo go mogłem dojść, przy 39 odpuściłem :(
Nie brałem dziś picia, bo w mrozie i tak nie piję, a po cholerę wozić ten prawie dodatkowy kilogram.
Po wyjechaniu i rozgrzaniu się, jak już zamiast pizgać było mi cieplutko jechało się bardzo ok jak na te warunki. W porównaniu z wczoraj to były orzeszki wręcz. Lekko, nieodczuwalnie wiało, tempa znośna, śnieg jak prószył również. Zrealizowałem trochę ponad 50% planu, jednak to chyba i tak dobrze jak na te warunki.
Dzisiaj 2 pary rękawiczek, 2 pary skarpetek i chyba było ok. Co jakiś czas i tak musiałem dmuchać ręce bo zimno :) No a z tymi skarpetkami, brakuje mi chyba miejsca w bucie i nie wiem czy to nie powoduje nadmiernego wychładzania się stóp. Ale to już takie rozkminy czysto teoretyczne. Mam nadzieję, że nie będę miał już okazji na testy w tym roku.
Ogólnie po jeździe czułem się bardzo bardzo dobrze. O niebo lepiej niż przed, czy wczoraj. Dobry znak. Trochę mnie teraz nogi bolą, więc jednak na marne nie poszedł dzisiejszy dzień.
Z muzyki dodam Kazika:
wczoraj obchodził 50. urodziny, Wszystkiego Najlepszego! Kaziku :)
Peace.
- DST 23.66km
- Czas 01:04
- VAVG 22.18km/h
- Sprzęt Leader Fox v2.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Masakryczne S1
Wtorek, 12 marca 2013 · dodano: 13.03.2013 | Komentarze 0
Terror, masakra, tortura. Tak można opisać wczorajszy wyjazd (wpis piszę w środę, we wtorek byłem tak zmęczony i wkurzony, że nie miałem ochoty nawet na to). Co tu dużo pisać. W planie 15 minut rozgrzewki, godzina sprintów kadencyjnych (30s co 5 minut) i 15 minut rozjazdu. Wychodzę - zimno. Rano śniegu napadało, ulice mokre... Mickiewicza, Plac Słowiański, koło Maca w prawo, prosto prosto, ścieżka rowerowa, Koskowicka (chyba tak się nazywa :), kończę rozgrzewkę, zaczynam sprinty. Jedzie mi się okropnie. Odmarzają mi palce, mimo 3 par rękawiczek. Jadę, odwróconą trasę LP. Jedzie mi się z minuty na minutę coraz gorzej. W końcu upragniony dom. Wyszło 9 sprintów, ale i tak trening uważam za mało rozwijający. Pogoda była okropna, nie mogłem się skupić i też nie szło tak jak powinno/tak jak bym chciał. Oby do wiosny.
z muzyki dziś Paradise Lost - Draconian Times :)
- DST 31.35km
- Czas 01:23
- VAVG 22.66km/h
- Sprzęt Leader Fox v2.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozjazd
Poniedziałek, 11 marca 2013 · dodano: 11.03.2013 | Komentarze 1
Wczoraj byłem u Bartka (Evo) ustaliliśmy kolejny tydzień planu i tak pogadaliśmy i popodziwialiśmy :) No więc na dziś w planie 2h rozjazdu. A pogoda w nocy spłatała figla i śnieg spadł. Nosz %*$(^$!. No ale nic, motywacja jest więc jadę. Ubieram się długo, ale dzisiaj zakładam dużo ciuchów. Jak już się ubrałem i byłem gotowy do wyjścia przypomniałem sobie że nie założyłem słuchawek i mp3. F*ck. No to rękawiczki out, rozpinam, włączam, zaczepiam, działa, jadę. W międzyczasie znalazłem rękawiczki których szukałem (mama znalazła, ja ich szukałem tam z miesiąc temu to nie było, MAGIA). No założyłem dwie pary i jadę. Dojechałem na piekary i stwierdziłem, że mi jednak pizga w ręce, więc założyłem trzecią parę. Trochę musiałem podmuchać, ale w końcu po 'odrobinie' czasu, doszło cieplutkiej krwi i było ok. Za to nogi, a konkretniej stopy narzekały. Mocno od bloku ciągnęło :/ Już po kilkunastu minutach wiedziałem, że nie będzie dwóch godzin, rozważałem powrót nawet do domu po 20 minutach, ale wiadomo jak to jest. Zawsze na początku są take myśli, a jak się człowiek rozgrzeje, rozkręci to już może jechać.
Trasa to takie kręcenie się po Legnicy. Wrocławska, wokół Piekar, koło Majewskich, rondem prosto i znów Wrocławska, Czarnieckiego, prosto dalej (nie pamiętam nazwy ulicy :P) Złotoryjska, Jaworzyńska, II Armii, koło Auchan, Nowodworska, Jaworzyńska, tutaj trochę przycisnąłem za betoniarką i jechałem sobie za nią od młyna aż do Placu Słowiańskiego :) jedynie dziury przerażały, bo tempo nie było wysokie, ok 35km/h, potem prosto, koło reala, orlena w lewo, Czarnieckiego, ta ulica której nazwy nie pamiętam, Złotoryjska i Rataja i dom. To tak mniej więcej, możliwe że coś pokręciłem, ale tego już się nie dowiemy :)
Pogoda - zimno, chmury, trochę wiało.
Muzyka - Pearl Jam płyta Vs. i potem Ten :)
@edit - sprawdziłem, ta ulica to Pocztowa, a później Piastowska :) tak myślałem, z tym drugim typem :P
- DST 30.11km
- Czas 01:53
- VAVG 15.99km/h
- Sprzęt Leader Fox v2.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Lasek
Niedziela, 10 marca 2013 · dodano: 10.03.2013 | Komentarze 2
Zmotywowany i wręcz wygoniony przez Bartka (dzięki :D) po mozolnym ubieraniu się, wciągnięciu kilku(nastu) pierniczków ruszam na podbój lasku. Dość zimnawo, lekki wiatr. W lasku nieodczuwalne. Rataja, Złotorysjka, w prawo do lasku. Już od początku trochę się popryskałem błotem, ale dziś nie przejmuję się tym. Jadę pierwsze okrążenie, trasa praktycznie przejezdna. W jednym miejscu patyk, w drugim dziura, ale tak to ok. Jadę jeszcze kawałek inaczej. Drugie albo trzecie okrążenie postanawiam jechać na czas. Chwila na wdech łyk wodę i rura. Oczywiście tylko przysłowiowa, bo rurą tego nazwać nie można. Jechałem jak mogłem, a zjechałem się tak bardzo, ze nie mogłem obliczyć ile czasu mi to zajęło (sic!). No i pierwszy raz poczułem co to znaczy jak jest niedobrze na treningu (@#!^$! pierniczki). Rozjechałem zmęczenie i jeżdżę dalej. Po kilku okrążeniach powtarzam próbę. Tym razem lepiej. Bardzie świadomie pojechałem, i 'ogarnięcie'. Czas 4:42 więc chyba b. dobrze. Bo jak pamiętam kiedyś to poniżej 6 minut ledwo schodziłem, a teraz poniżej 5. No ale mogę się mylić, a nie mogłem znaleźć wpisu z czasem. Rozjechałem zmęczenie, jeszcze kilka kółek. Wyszło 65 minut w samym lasku, koło 18km. Średnią nie ma się co chwalić. Ok. 16km/h. No ale było ślisko :D Na jednym z okrążeń zatrzymałem się po podjeździe, bo już nie mogłem. Parowałem cały, jak gotująca się woda :D No i wykorzystałem okazję do oczyszczenia tego miejsca ze szkła. Bo akurat się zatrzymałem blisko jakiegoś skupiska na którym było sporo szkiełek. Po lasku wyjechałem, zjechałem drugą stroną do Jaworzyńskiej, zawróciłem pokręcić się po osiedlu i napisać na Bartka samochodzie "brudas", ale jak zwykle był wypucowany :(. Podjechałem do mamy Langosz Legnica - Polecam, jeśli ktoś jeszcze nie był :)
Wziąłem 3 zł na myjnie, pojechałem na Głogowską i umyłem z błotka, którego nawet sporo było na rowerze mimo, że w lasku było dość sucho. Rower ładnie umyłem, 3zł nawet za dużo było :)
Kończąc lasek na razie jest dla mnie tragedią. Na początku miałem już myśli że się do tego nie nadaję, że umrę w Złotym Stoku itd itd itd. Xcr zaczyna ze mną pogrywać. Po lasku baaardzo stwardniał, prawie w ogóle nie pracował. Dopiero po umyciu i brunoxie w domu zaczął. Chyba będzie mu trzeba zrobić "pokaż kotku co masz w środku". Nie mówiąc już o tym, że ma lekkie luzy :/ To tyle narzekania.
słit focia w łazience w lustrze :D
Miałem jechać z Luxą na trening, ale uznałem że jednak nie chcę i posłuchałem natury i ciszy w lasku. A do posłuchania na dziś UNKLE - Unreal. Chodzi za mną już kilka dni.
Trzymajcie się :)
- DST 26.37km
- Czas 01:01
- VAVG 25.94km/h
- VMAX 50.00km/h
- Sprzęt Leader Fox v2.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Deszczowe tempówki interwałowe M2
Czwartek, 7 marca 2013 · dodano: 07.03.2013 | Komentarze 1
Po dwóch dniach przerwy/odpoczynku. Nogi bardzo bolały, a że we wtorek była okropna pogoda na jeżdżenie odpuściłem. W środę dalej nogi bolałi, więc poszedłem do rowerowego, do fryzjera. Niestety tu i tu się nie załapałem, no ale trudno.
Od razu po szkole. Banan, kilka pierniczków, sprawdzam co na dziś przygotowane, cztery sześciominutowe tempówki, zakończone sprintem i 2-3 minutową przerwą. Wychodzę z domu, kilka kropel spadło na mnie. "Pewnie zaraz przejdzie bokiem, jadę." Tradycyjnie, Rataja, Złotoryjska, fajnie podjechało mi się podjazd, rondo w lewo i w dół, lekko już kropi. Na światłach za wywrotką się ustawiam i ciągnę się za nią 50km/h aż do ronda, wyprzedam ją, jadę prosto i zaczynam tempówkę. Włączam timer w zegarku i konsternacja. Zamiast 6 minut ustawiłem 6 godzin... no nic, pierwszy pojechałem na liczniku. Na odpoczynku przestawiłem zegarek i już mi ładnie odliczało. Jeździłem od ronda do podjazdu w Legnickim. 2 razy tam i z powrotem. Pod koniec 3. tempówki złapała mnie kolka, nie wiem co jest tego powodem, muszę się doedukować. Ostatni nawrót, i już tylko 6 minut dzieli mnie od końca. Zdążyło się porządnie rozpadać, jestem już ładnie mokry, kapie z kasku. 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, SPRINT, fajrant. Rondo prosto, na światłach prosto, kolejne światła w prawo w Jaworzyńską i w prawo do domu. Krótko, bo raz że padało a dwa spieszyłem się do mamy. (w domu okazało się że już nie trzeba).
Odpoczęte nogi ładnie dają. Lubię to uczucie, trochę odpocząłem od roweru i od razu lepiej się kręci :)
Sprawdziłem przewyższenia w Złotym Stoku gdzie zamierzam wystartować. ~1500m na dystansie 40km. Będzie bolało. A kolejne starty jeszcze gorzej. Coś czuję, że trzeba będzie sporo czasu spędzić w Legnickim Polu, Stanisławowie i Bogaczowie.
Niestety pogoda ma się zepsuć na dniach. Nie pociesza mnie to, jak już posmakowałem słoneczka :(
@edit. Aha, większość treningu z płytą "Kill 'em all"
/miał być link do UNKLE, ale zauważyłem, że dodałem to ostatnio/ więc Chris Cornel który mnie oczarował tym coverem. Wspaniały wokal.
- DST 60.33km
- Czas 02:29
- VAVG 24.29km/h
- VMAX 43.00km/h
- Sprzęt Leader Fox v2.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Wiosenne Prochwice i sprinty
Poniedziałek, 4 marca 2013 · dodano: 04.03.2013 | Komentarze 0
dom - Złotorysjka - obwodnica - Legnickie Pole - Księgienice - Rogoźnik - Prochowice - Szczytniki nad Kaczawą - Bieniowice - Pątnów Legnicki - Legnica i trochę krążenia po niej.
Pięęęęękna pogoda, w planie 10 sprintów i 30 roz/od grzewki, ale postanowiłem pojechać do siostry. Mięśnie odezwały się już na Rataja, podjazd dosyć sprawnie, obwodnica fajnie szybko, był tir, ale odszedł mi :(. Wszystko jedno, mijam rondo, 15 minut rozgrzewki już za mną, zaczynam sprinty. 10 sprintów po 10 sekund i w planie 2 minutowe przerwy, jednak były krótsze, od tak wedle uznania. Podjazd w Legnickim mocno podjeżdżany 3x5, poszedł sprawnie, pod koniec trochę się pomęczyłem, ale ogólnie ok. W Legnickim musiałem opieprzyć dwóch dziadków na kozach, którzy omijając samochód stojący na poboczu rozjechali się na całą drogę i kiedy chciałem wyprzedzić ich z prawej oczywiście zajechał mi drogę. Padły niecenzuralne słowa niestety :P. Skończyłem przed podjazdem na 5 sprintach i na razie nie robiłem, zły asfalt i chciałem trochę odpocząć po podjeździe. :) Szybki, krótki podjazd na wiadukt, zjazd i kolejny sprint. Skręcam w lewo i kończę dzisiejszy plan. Ostatni sprint tradycyjnie 2 razy dłuższy. Na chyba 7. i 8. sprincie padł rekord dzisiejszej prędkości po płaskim :) W Koskowicach w prawo i wiatr w twarz. Spowalniało, jednak mniej niż wczoraj. Jako że ubrałem się dzisiaj lżej (zwykłe skarpetki zamiast narciarskich, brak czapki tylko opaska na uszy i jedna para rękawiczek) trochę zaczynało pobolewać w uszach od wiatru. Jakoś przemęczyłem te kilka kilometrów, zakręt w lewo i można cisnąć. Dalej beż żadnych ekscesów, prosta droga, tempo wyższe. Podjazdy przed Prochowicacmi wjechane z twardego przełożenia. Dojeżdżam do Prochowic, przejeżdżam prze nie, na prostej do Lisowic słyszę, że jakiś samochód się zrównuje ze mną, patrzę w bok, a tu szwagier :) więc stajemy na pedały i wyścig :P 100 parę koni jednak wygrało i mnie zgubiło przy trochę ponad 40km/h. Dojechałem do siostry, posiedziałem trochę, dostałem agrafkę i ruszyłem kilka minut przed 17 do domu. "Trasa bardzo dobrze znana, od jednego baru do baru" No może bez tego ostatniego :). Droga dziurawa jak szwajcarski ser, pewnie nawet bardziej, ale twardo jadę, wiaterek jest w plecki, zaraz słońce zajdzie no i do hurtowni mam jechać po powrocie. Tak sobie jechałem do Legnicy. Na małym rondzie postanowiłem pojechać Trochę dłuższą drogą, skręcam w prawo, żeby dojść 2 kolarzy/rowerzystów, ale oni skręcili kawałek dalej w gruntową drogą. To cisnę sam bo tych jeszcze większych dziurach. Dojechałem do Poznańskiej, w lewo, prosto, przez rynek, Muzealna, w lewo na Złotoryjską, w prawo - Rataja, potem Jaworzyńska, Plac Słowiański, do świateł w tył zwrot, w lewo, Mickiewicza i do domu. Takie właśnie kręcenie żeby do 60 dobić. Padnięty wróciłem, nogi bolą bolą bolą bolą.
jako, że dziś bez muzyki to dodaję często słuchaną w ostatnich dniach piosenkę:
i coś czym Kazior mnie zaraził dziś trochę
...a do hurtowni i tak nie zdążyliśmy bo okazało się że do 18, a nie tak jak pisało w internetach że do 19. INTERNET KŁAMIE! ;)
- DST 43.22km
- Czas 01:59
- VAVG 21.79km/h
- Sprzęt Leader Fox v2.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Złotoryja - MORDOR
Niedziela, 3 marca 2013 · dodano: 03.03.2013 | Komentarze 1
Plan był trochę ambitniejszy wieczorem. Rano zmalał nieco, przez zmęczone po wczoraj nogi. W drodze został okrojony jeszcze bardziej. A przyczyną tego WIATR. Nie wiaterek, wietrzyk tylko WIATR. Mocny. W twarz. W stronę Złotoryi, cały czas. No ale od początku. Nie chciało się wyjść. Zbierałem się z godzinę. Zamontowałem podsiodłówkę z zestawem naprawczym i pompkę. W końcu wyjechałem. Nogi od razu powiedziały "cześć" lekkim bólem. Podjazd na Złotoryjskiej, na rondzie prosto i w sumie dalej cały czas prosto. Średnia - 18km/h, tak wiało. Po drodze zaczęło mnie ucho boleć od tego. No i postanowiłem skrócić trasę i dojechać tylko do tabliczki i wrócić, a nie zaliczać jeszcze Jawora. Przy tabliczce szybka fota.
W tył zwrot, chęć na siku, ale wizja rozbierania się z tego wszystkiego i pan spacerujący kawałek dalej mnie zniechęciło. Zjadłem jeszcze to co miałem w kieszeni kamizelki, czyli ten batonik fajny z biedronki i pojechałem. Podjeździk nawet nawet poszedł, wyjechałem na prostą i zaczęło brakować przełożeń, wrzucam blat, 6 z tyłu jadę i na liczniku 32km/h. Praktycznie bez wysiłku, taki ten wiatr był... Z taką mniej więcej średnią dojechałem do Legnicy, były momenty szybsze (43) i wolniejsze (27). Pomyślałem, że nawet się jedzie z wiatrem, to zrobię jeszcze małe kółko w Legnicy. Na rondzie w prawo, obwodnicą w dół, nie ma żadnego tira, dalej prosto, przed torami w prawo, prosto i wjazd w singla koło torów. Spokojnie sobie go przejechałem, wytrzęsło trochę i wiało z boku. Potem ścieżka z wiatremwmorde, zjazd na ulicę koło reala, prosto przez rynek, Złotoryjską, zjazd przejściem podziemnym, i dalej Muzealna, Plac Słowiański, dom. Tyle.
Zły jestem, że nie wyszło dłuższe jeżdżenie, wszak miało być 3-4h. Było trochę chmur, nawet słońce parę razy zaświeciło, tylko ten wiatr. No ale niech wieje, wywieje zimną, brzydką pogodę i przywieje prawdziwą wiosnę, a wraz z nią krótki rękaw. Oby :)
@Edit noo, a MORDOR dlatego, że jazda do tej Złotoryi to była istna Mordęga :)
@Edit2 aa i jeszcze korzystając z okazji, pozdrawiam kierowcę zielonej Yariski która wyprzedziła mnie na centymentry z duuużą prędkością, kiedy ja stałem na pedałach. Lekkie dmuchnięcie, ruch kierownicą i pięknym lotem wylądowałbym na drzewie 15 metrów dalej. I jeszcze pozdrawiam kierowcę T4 który wyprzedzanie mnie i zjazd na drugi pas zaczął równając się ze mną, w efekcie czego wyminął mnie i dopiero zjechał na drugi pas... Eh.
Keep calm, and ride a lot :)
- DST 70.82km
- Czas 03:11
- VAVG 22.25km/h
- Temperatura 5.0°C
- Sprzęt Leader Fox v2.0
- Aktywność Jazda na rowerze
M1 + Harlem Shake
Sobota, 2 marca 2013 · dodano: 03.03.2013 | Komentarze 2
W planie godzinna tempówka więc wyjeżdżam standardowo Złotoryjska, obwodnica, ładne tempo (dopompowane oponki niosą szybciej). Niestety trafiłem na zielone światło i nie załapałem się na hol TIRa :( no ale jadę dalej. Od ronda, po 15 minutach rozgrzewki zaczynam tempówkę. Nie szarżowałem tak jak ostatnio, bo mimo wszystko to dłuższy wysiłek, a wtedy przesadziłem na początku i było słabo po chwili. Podjazd pod Legnickie upłynął dość szybko, jednak nie bez wysiłku. Dalej fajnie się jechało, na wiadukcie nad autostradą machnąłem do biegacza, ciekawe czy ogarnął przywitanie :). Szosa w Księgienicach przyniosła niespodziankę - mocny wiatr. Co prawda boczny, jednak spowalniał. Długo to nie trwało, chwilę później skręciłem w Koskowicach w prawo i gnę w stronę Prochowic. Lekki podjazd, zjazd, skręt w lewo na rozjeździe i... wbokwind. Kurde no. No ale gnę dalej. Ciężej lub mniej jadę dalej. Wyprzedzam na podjeździe dziadka który prowadził rower. Dziwne to było, on prowadzi, a ja obok z prędkością ok 25km/h go wymijam. A tamte zjazdy fajnie mi szły. Do Prochowic dojechałem kończąc tempówkę ze średnią 27,7. Na szczęście zmieściłem się czasowo przed światłami. Jakieś 15 minut przed końcem skapnąłem się, że coś mało wysiłku w to wkładam, więc dołożyłem do pieca. Ostatnie 5 minut już prawie że w trupa. Przejechałem na luzie przez Prochowice, Lisowice, skręcam w stronę Legnicy i co? WMORDĘWIND. Nie bez powodu pisany wielkimi literami. Był wielki. Do tego ten cudowny asfalt, gorszy od dróg gruntowych. Prędkość spadła do 20km/h i za nic nie chciała wzrosnąć więc postanowiłem przetestować 'nowy' telefon (stary odmówił posłuszeństwa, więc wziąłem stary telefon mamy - samsung c3050). I zacząłem focić. Z rączki, z dziubkiem, ogólnie przedziwne pozy :D
W Szczytnikach nad Kaczawą zjadłem taki kwadratowy batonik(?) musli z biedronki. Dobre to to, ale trudno było rozpakować w rękawiczkach i tylko jedną ręką z zębami. Gryzłem przez folię i wyciągałem tylko kawałek :). Kawałek dalej postawiłem rower na torach i robiłem mu zdjęcia, jednak są masakrycznej jakości, więc nie będę wstawiał. Na mini rondzie skręciłem w prawo, koło WORDu, potem w lewo, przez miasto do Bike Centrum. Potem do mamy, chwilę pogadałem i jako, że się wychłodziłem, podjechałem Złotoryjską raz i zjechałem. Od razu lepiej. Później pojechałem w stronę Ferio, Zamku, na skrzyżowaniu koło dworca w prawo. Na światłach zobaczyłem Tomka jednak jechał w "sprzecznym kierunku" (Łukasz pamiętasz? ;>) więc pojechałem dalej do miasta, machnąłem Łukaszowi (innemu ;) i podjechałem na umówione miejsce spotkania czyli pod zegar koło Piastów. Chwilę poczekałem aż w końcu zjawił się nowy znajomy i śmignęliśmy. Przeciągnął mnie ostro, nie powiem, ale też te 60km już przejechane robiło swoje. No i ja nie mam szosy :). Chwilę się pokręciliśmy tam i z powrotem. Na Lotniczą i Chojnowską i w końcu na Plac Słowiański gdzie o 15:00 miał być Harlem Shake. O 15 jeszcze mało się działo więc pojechaliśmy jeszcze kółko i wróciliśmy. Chwilę postaliśmy, załapaliśmy się na fotę dla Lca.pl
Po chwili zaczęło się pierwsze nagranie. Chaos, rozróba i wszystko na raz. Widać nas na kilku zdjęciach, a raczej nasze rowery w górze :)
Kolejny klip był przy pajacu koło Savii. A jeszcze następny koło zegara. W tym wystąpiłem :D
W międzyczasie pożegnałem się z Tomkiem i po ogłoszeniu, że 'impreza' idzie na Skatepark jako że robiło mi się zimno pojechałem do domu.
Z dystansu jestem dumny. Pogoda była świetna gdyby nie wiatr. Na podjeździe w Legnickim Polu było mi wręcz gorąco tak świeciło słoneczko, chciałem się rozbierać. U mamy dopełniłem bidon "sokiem z gumijagód" czyt. niebieskim Poweradem. Słodkie to jak cholera, ale nawadnia jednak lepiej od wody z sokiem. No i to tyle. Plan wykonany w więcej niż 100%. Będzie ok :)
@Edit - Towarzyszyła mi dziś dzięki Łukaszowi vel Elkaziorro który pisał mi rano o Sepulturze, właśnie Sepultura. Płyty "Chaos a.d." oraz "Roots". Nie będę wrzucał z yt bo i tak jest bardzo długi wpis. Wszystko jest dostępne, jak kogoś interesuje to znajdzie :)